Minęły ponad 2 miesiące od kiedy podróżujemy po Azji. To pozwala już wyrobić sobie pewne zdanie na temat jakże istotnej tu kwestii tzn. komunikacji;-)
Poniżej kilka spostrzeżeń białego człowieka, którego przemieszcznie się do tej pory miało nieco mniej zwariowany charakter:
1) OBŁĘD, SZATAN, KARMA - to chyba kieruje lokalnymi kierowcami, gdy siadają za kółkiem. Nie mają za grosz wyobraźni, a najlepszą ochroną przed kolizją czy wypadkiem w ich mniemaniu jest klakson, którego namiętnie używają. Ograniczenia prędkości są rzadko spotykane, a nawet jak są to nikt się nimi nie przemuje. Wyprzedzanie przed czy na zakręcie, jadąc pod górkę to nic nadzwyczajnego - lepiej nie patrzeć, bo włos się na głowie jeży.
2) Każdy szanujący się obywatel Azji(obojętnie czy to Tajlandia, Wietnam, Laos czy Kambodża) ma motor. Jeżdżą wszyscy, od najmłodszych lat. Na motorze przewozi się też wszystko - z naocznie odnotowanych były lodówka, drabina (pod pachą),1,5-metrowe drzewo wraz z korzeniami, 4 osoby w tym dziecko plus rower:-) Wszędzie jest ich pełno i też mają swój własny, niepisany kodeks poruszania się. Jedna z ciekawszych reguł to: jeśli droga jest jednokierunkowa możesz wykorzystać chodnik, by jechać w przeciwnym kierunku;-) Choć to nie motory są najwyżej w "łańcuchu pokarmowym" azjatyckiej komunikacji...
3) Świętą krową komunikacji są autobusy, szczególnie te dalekobieżne. Gdy taki wyjedzie na trasę nic nie jest mu straszne. Pędzą na złamanie karku, wyprzedzają gdzie tylko się da i ile się da na raz(np. inny autobus i ciężarówkę przed nim, które w tym samym czasie wyprzedzają grupkę 3,4 motorów, to wszystko przed zakrętem), a to wszystko okraszając długim, intensywnym trąbieniem, jakby dając innym następującą informację: UWAGA, JADĘ. ZJEDŹ MI Z DROGI, ZWOLNIJ, A NAJLEPIEJ W OGÓLE SIĘ ZATRZYMAJ I PO CO WYJECHAŁEŚ DZIŚ Z DOMU.
Więc na samej górze tego łańcucha są autobusy. Niżej od nich są nawet wyładowane po brzegi, wielotonowe ciężarówki. Wobec takiej autobus zatrąbi, mrugnie długimi i ciężarówka ustąpi.
Dalej w hierarchii są samochody - raczej minibusy i te bardziej wypasione fury, bo starsze pozostają w tyle. Następnie wspomniane już motory, rowerzyści, a na samym dole, bez jakichkolwiek praw jest nikt inny jak pieszy. On musi walczyć o prawo przejścia przez ulicę z wszystkimi powyższymi, a i czasami jego terytorium(patrz pkt.2) jest zagrabiane. Strach się bać;-)
4) Drogi, nie licząc Tajlandii, w Azji nie są przyjacielem pasażera. Są wąskie, że czasami jeden autobus musi ustąpić drugiemu, bo oba by się nie zmieściły. Są dziurawe, że ciężko o nawet krótką drzemkę. Żwirowa(czyt.świerzo wybudowana) ścieżka tuż nad przepaścią w górach jest standardem. Do tego dochodzi jeszcze niewyobrażalna liczba zakrętów i przepis na niekontrolowany bełt jest gotowy;-) W drodze z Wietnamu do Laosu padł rekord 6-ciu bełtów, przez dwie osoby(lokalne), a w drodze z Chiang Mai do Pai oboje z Ines odliczaliśmy kilometry do końca, ale na szczęście finalnie bez użycia plastikowego woreczka;-)
5) Jak nie raz mogliśmy się przekonać, jeśli jest jeszcze miejsce na jedną osobę, to zmieszczą się tam dwie;-) i tak można przejechać pół Azji w nadkomplecie. Trzeba po prostu przyjąć to z pogodą i ewentualne nawiązać relację z osobą siedzącą na twoich stopach;-)
6) Ogólnie podróżowanie po Azji nie jest trudne. Zawsze znajdzie się jakaś forma transportu - czy zdezelowana łódka z ryczącym silnikiem diesla z ciężarówki, czy też wypasiony sleeping-bus z klimą i darmowym karaoke przez całą podróż;-) Osobiście bardzo wygodnie podróżuje się nocnymi pociągami z "kuszetkami" - o niebo lepsze i o połowę tańsze niż Intercity na trasie Warszawa-Katowice;-)
Pointa jest oczywista - żeby to poczuć, trzeba to przeżyć. Polecamy, choć ludziom o słabych nerwach trochę mniej;)